Nie kupujcie tej gry! Recenzja Atomfall!

Atomfall phone box

Musicie wiedzieć, że jestem ogromnym fanem gier postapokaliptycznych! Atomfall obserwowałem od dłuższego czasu i uczciwie wam się przyznam, że nie mogłem się doczekać premiery tej gry. Obiecywała ona bardzo dużo, toteż i ja miałem ogromne oczekiwania odnośnie do tej produkcji! Wiedziałem, że będzie to zupełnie inna gra niż Fallout, ale, kurwa!, nie spodziewałem się nudnego symulatora spacerowania po angielskiej wiosce!

Atomfall kupiłem jeszcze przed premierą! Ostatni raz zrobiłem takie coś przed ukazaniem się Fallouta 4, ładnych kilka lat temu. Od Atomfall oczekiwałem ciekawej, intrygującej historii; oczekiwałem wciągającej i klimatycznej gry… i się nie doczekałem…

Z ciekawości wpisałem w guglu „Recenzja Atomfall” i przejrzałem opinie w sieci. I, ku mojemu ogromnemu zdumieniu!, większość z nich była, co najmniej, pozytywna! Nie potrafię tego pojąć, ponieważ ja naprawdę bardzo chciałem polubić tę grę, ale zastosowane rozwiązania w połączeniu z nieudanymi pomysłami absolutnie mi to uniemożliwiły… Tak więc witamy w Atomfall, czyli grze, która mogła być fascynującym survivalem osadzonym w alternatywnej Anglii lat sześćdziesiątych, ale zamiast tego jest wycieczką w świat, w którym nuda jest groźniejsza od promieniowania…

A skoro już mówimy o Falloutach, to Wyobraźcie sobie Fallouta, ale takiego, który przyszedł na świat po licznych komplikacjach przy porodzie i któremu nawet kaczki z litości rzucały chleb… Potem dorzucamy do tego brytyjski klimat, ale nie ten fascynujący, z domieszką tajemnicy i klimatu retro-futuryzmu. Nie, bardziej coś w stylu poranka na wsi w wypizdowie i macie obraz czym jest Atomfall.

Otwarty świat

Otwarte światy to fantastyczna sprawa – pod warunkiem, że są czymś wypełnione! Atomfall próbuje sprzedać nam ideę ekscytującej eksploracji, ale zapomina o jednym drobnym szczególe: eksploracja powinna być ciekawa. Zamiast tego gracz zostaje rzucony w, uczciwie muszę powiedzieć, piękny krajobraz, którego główną atrakcją jest zastanawianie się, dlaczego twórcy zapomnieli dodać jakąkolwiek treść. Nie pomagają w tym misje, które często przypominają schemat znany z gier mobilnych z 2012 roku: idź tam, znajdź coś, wróć. I tak w kółko…

Zresztą co do fabuły i świata – dostajemy wszystko w formie prostego dialogu i tekstów do przeczytania. Zero subtelności… Nie moje to klimaty.

Do tego dochodzą wszystkie elementy psujące immersję: niewidzialne ściany, zamknięte drzwi w domach, do których nie można wejść, miejsca wyglądające jakby można było się wspiąć – ale jednak nie. Non stop przypomina ci się, że to tylko mapa, po której jesteś prowadzony, a nie prawdziwy otwarty świat. To taki sam trick jak w Mass Effect czy The Outer Worlds – udawany open world, a w rzeczywistości – tunel.

Mapa i Ekwipunek

Oczywiście, mamy również mapę! To znaczy… coś, co nazwano „mapą”, ale w praktyce pełni rolę testu na cierpliwość. Jest tak nieczytelna i chaotyczna, że można odnieść wrażenie, że narysował ją ktoś, kto nigdy nie widział prawdziwej mapy, ale za to ma obsesję na punkcie abstrakcyjnego ekspresjonizmu. Można by pomyśleć, że w grze, gdzie trzeba dużo chodzić i szukać rzeczy, mapa byłaby choć trochę pomocna. Ale nie! Twórcy postanowili, że realizm jest najważniejszy, więc w Atomfall zgubienie się to nie bug – to feature! I tak błąkałem się po wsi i jej okolicznościach przyrody nie mając za bardzo pomysłu gdzie iść. 

Gry postapokaliptyczne zazwyczaj dają graczowi wybór: możesz być cichym zabójcą, który przemyka między wrogami, albo bezwzględnym wojownikiem, który rozwiązuje problemy ołowiem. Atomfall też teoretycznie daje wybór, ale w praktyce wygląda to tak: skradanie jest bezużyteczne, bo przeciwnicy mają wzrok sokoli, ale refleks godny kierowcy autobusu przed emeryturą. Walka? Cóż, powiedzmy, że bronie są równie satysfakcjonujące co używanie mokrej gąbki do samoobrony.

Sztuczna inteligencja wrogów działa według zasady „idziemy na żywioł”. Raz przeciwnik widzi cię przez ścianę i strzela z precyzją snajpera, innym razem patrzy prosto na ciebie i nic nie robi, jakby przeżywał egzystencjalny kryzys. Jeśli kiedykolwiek marzyliście o walce z bandą niedorozwiniętych mutantów, którzy raz są terminatorami, a raz amebami, to gratulacje – Atomfall spełni wasze marzenia.

Mechaniki są banalnie proste. Rozwój postaci sprowadza się do zbierania i picia różnych rzeczy, żeby dostać jakieś bonusy. Nie ma tu żadnego realnego postępu ani głębi.

Najgorszy element? Zdecydowanie system ekwipunku. Mamy tak mało slotów, że trzeba analizować każdy przedmiot, zanim się go podniesie. Nawet drobiazgi, jak pojedynczy bandaż, zajmują cały slot. To totalnie podcina sens i frajdę z rzemiosła – jak mam coś tworzyć i testować, skoro wszystko natychmiast zapycha plecak? I żeby było zabawniej, wszędzie walają się plecaki… których nie można podnieść. Nie ma też systemu pancerza czy jakiegoś sensownego ekwipunku defensywnego – tylko napoje dające chwilowe bonusy.

Amunicja? Kolejna frustracja. Przykład – nie można nosić więcej niż 22 naboje do strzelby. Domyślam się, że chodziło o zachęcenie do walki wręcz, ale to po prostu wygląda na sztuczne ograniczenie. Gra nie tyle stawia wyzwania, co po prostu rzuca kłody pod nogi.

A gdzie ten brytyjski klimat?

Gra miała być osadzona w specyficznej, brytyjskiej atmosferze lat 60. A co dostajemy? Namiastkę Albionu na poziomie festynu w Burkowie Dolnym, gdzie ktoś na siłę próbował dodać „klimat”, wrzucając kilka akcentów rodem z Doctor Who i… to by było na tyle. Owszem wioska wygląda fajnie i oddaje klimat angielskiego countryside. Wiecie sielanka i te sprawy, ale nijak ma się to do klimatu, jaki powinny miec gry postapokaliptyczne Gdzie są charakterystyczne dialogi i angielski humor, który uczyniłby tę grę wyjątkową? Może zaginął gdzieś razem z sensowną narracją i dobrze zaprojektowanymi misjami.

Tymczasem na horyzoncie majaczy Fallout: London, czyli modyfikacja, która wygląda na to, że dostarczy więcej postapokaliptycznej brytyjskości w jednej misji niż Atomfall w całej grze. Kiedy fanowski mod przebija pełnoprawną produkcję, coś ewidentnie poszło nie tak.

Podsumowanie – apokalipsa, której lepiej uniknąć. Taka to recenzja Atomfall

Gdyby Atomfall był symulatorem bycia znudzonym mieszkańcem prowincji, który po wojnie atomowej nadal nie ma nic do roboty, to trzeba przyznać – twórcy wykonali zadanie perfekcyjnie. Niestety, jako gra, która miała dostarczyć postapokaliptycznej przygody, Atomfall to spektakularna porażka. Brak wyraźnych celów, nudna eksploracja, fatalna walka i bezużyteczna mapa sprawiają, że jedynym prawdziwym wyzwaniem w tej grze jest walka z pokusą, by nie wyłączyć jej po godzinie.Zamiast Atomfall lepiej zagrać w Fallouta, Metro albo po prostu wyjść na spacer. Przynajmniej wtedy eksploracja będzie miała sens.

0 0 głos
Ocena artykułu
Subskrybuj
Powiadom
guest
0 Komentarze
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze
0
Chętnie poznam Twoje przemyślenia, proszę o komentarz.x
Scroll to Top